Sokolik z Wielgiego – zapomniany bohater z kart lokalnej historii.
Czy historia naszej małej ojczyzny może poruszyć równie mocno jak opowieści o wielkich bohaterach z kart ogólnonarodowej przeszłości? Czy w cichych, wiejskich zakątkach – takich jak Wielgie – działy się rzeczy, które do dziś mogą budzić podziw, refleksję i dumę? Odpowiedź na te pytania daje niezwykły artykuł prasowy z lutego 1897 roku, który właśnie dziś – po ponad 125 latach – wraca do nas jako świadectwo zapomnianego, a jakże znaczącego epizodu z historii ziemi lipskiej.
Mowa o tekście opublikowanym w krakowskim czasopiśmie „Polak”, który odsłania historię młodego mężczyzny znanego jako Sokolik z Wielgiego. To nie nazwisko, lecz przydomek – symbol przynależności do patriotycznego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, które w czasach zaborów prowadziło działalność narodową, wychowawczą i oświatową. Historia Sokolika to poruszający obraz odwagi, oddania i ofiary w imię wiary, wolności i polskości – w czasach, gdy samo czytanie polskich książek było aktem odwagi.
Zanim przejdziemy do historii Sokolika, warto zrozumieć, czym było Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”. Powstało w 1867 roku we Lwowie, jako odpowiedź na duchowe i fizyczne zniewolenie Polaków pod zaborami. Łączyło ćwiczenia gimnastyczne z wychowaniem patriotycznym. W praktyce „Sokół” był ruchem, który – zwłaszcza w zaborze rosyjskim – funkcjonował w warunkach głębokiej konspiracji. Władze carskie widziały w nim zagrożenie, bo niósł świadomość narodową, ducha oporu i samoorganizacji.
Członkami „Sokoła” byli zarówno młodzi chłopcy, jak i dorośli. Wśród nich – zapewne z entuzjazmem i wiarą w sens swojej działalności – działał młody chłopak z Wielgiego. Nazywano go „Sokolikiem” – jak zdrobniale określano najmłodszych członków organizacji. To nie przypadek, że właśnie on stał się bohaterem artykułu „Polaka”.
Wielgie – wieś położona w gminie Ciepielów – to ciche, rolnicze miejsce. Jednak na przełomie XIX i XX wieku, jak pokazuje artykuł, było to także miejsce pulsujące życiem narodowym. Kościół, szkoła, biblioteka, spotkania młodzieży – wszystkie te przestrzenie stawały się miejscami oporu wobec rusyfikacji.
To właśnie tam działał Sokolik. Według tekstu, był postacią powszechnie znaną, szanowaną i – jak się później okazało – śledzoną przez carską policję. Jego obecność w kościele, z książką w ręku, wystarczyła, by zadziałały represyjne mechanizmy imperium rosyjskiego.
Autor artykułu opisuje moment zatrzymania Sokolika podczas nabożeństwa w kościele w Wielgiem. Ten młody chłopak – zapewne niewiele starszy od uczniów współczesnych szkół średnich – został otoczony przez żandarmów, wyprowadzony na oczach wiernych i zabrany do aresztu. Jego winą było… zachęcanie ludzi do oświaty, roznoszenie polskich książek i przypominanie, że są Polakami.
Gdy przyprowadzili go na przesłuchanie, nie zdradził nikogo. Zamiast wskazać towarzyszy, powiedział: „Prędzej mi z piersi serce wydrą, zanim wydam kogokolwiek z tych, co ze mną pracowali” – i milczał dalej. Słowa te brzmią dziś jak przysięga, jak testament. Pokazują, że nawet w najtrudniejszych chwilach można zachować honor, wierność i siłę ducha.
Po aresztowaniu Sokolik został przewieziony do Warszawy, a następnie do więzienia w Lublinie. Nie znamy jego dalszych losów – artykuł milczy na ten temat. Przypadek Sokolika nie był odosobniony. W całym Królestwie Polskim, także w okolicach Lipska, działały dziesiątki takich młodych ludzi, którzy stawali się celem represji.
Dla mieszkańców ziemi lipskiej ten tekst jest szczególnie ważny. Pokazuje bowiem, że nasza ziemia nie była tylko tłem dla wielkiej historii, ale jej czynnym uczestnikiem. Że w Wielgiem, Chotczy, Lipsku, Solcu nad Wisłą i wielu innych miejscowościach działali ludzie, którzy ryzykowali wolność i życie, by Polska przetrwała w sercach kolejnych pokoleń.
Skan oryginalnego artykułu z czasopisma „Polak” (luty 1897) znajdziecie poniżej.